sobota, 22 lutego 2014

Pozorność dwudziesta. Ostatnia.


Kwiecień, 2013 rok.
Dzieło

"Kiedy mrok pada na Was
Nie wiecie, co zrobić
Nic do czego się przyznacie
Nie sprawi, że będę Was mniej kochać..."

- Mamo, wróć do nas...

Szepcze cicho we włosy najważniejszej dla siebie kobiety. Przytula się z całej siły do jej śpiącej sylwetki. Małe rączki zaciska na jej karku. Boi się. Tak strasznie boi się, że może ją stracić. Płacze. Jest przecież jedynie dzieckiem. Nie ma nadprzyrodzonych mocy czy czarodziejskiej różdżki, tak jak postacie z bajek, które ogląda. W jego młodej główce nie mieści się to; że od jutra musiałby budzić się codziennie do szkoły sam; że nikt nie odsłaniałby mu zasłon w małym pokoiku; że nie zjadłby już więcej ulubionych naleśników z powidłami w sobotni poranek na śniadanie serwowanych przez jego mamę; że nie zrobiłby już sobie z nią żadnego śmiesznego zdjęcia; że nie poszedłby jesienią na spacer do parku, żeby obsypać ją masą kolorowych liści; że już więcej by się do niej nie przytulił i nie powiedział, jak bardzo ją kocha. Bo kocha. Najmocniej na świecie

- Kocham Cię, Mamo... Mam nadzieję, że mnie słyszysz, bo muszę ci coś powiedzieć. Nie możesz się już nie obudzić, nie możesz zostawić mnie i taty... Ja jestem za mały, żeby ciebie stracić, a już na pewno nie przez ciocię Agatę... Tęsknię za tobą i tatą, ale jak byliście razem, jak tata mieszkał z nami... Nie musicie mi mówić, co się stało, ale musicie być szczęśliwi... A bez ciebie, Mamo, tata nie będzie szczęśliwy i uśmiechnięty... Obaj cię potrzebujemy... 

Przez całe te prawie pół roku do dnia dzisiejszego doskonale widział; jak jego rodzice kłócą się, bo wtedy chował się pod kołdrę na swoim łóżku; jak mama płacze po kątach, bo wtedy podchodził do niej i mocno przytulał; jak tata wybiegał z domu, by uspokoić się w samochodzie, bo ubierał się i szedł za nim, by posłuchać piosenek Dżemu, które mu się tak bardzo spodobały; jak babcia próbowała wytłumaczyć mu to, co dzieje się naprawdę, bo jako jedyna chciałaby z nim szczera; jak wszyscy wokół pytają się, czy to prawda, że jego rodziny już nie ma, bo wtedy najbardziej go to wszystko bolało. Nie, jego rodzina wciąż była. W lekko naruszonym stanie, ale nadal trwała. To on, mały sześcioletni chłopczyk był łącznikiem między swoimi rodzicami. To on mimo wszystkich ich błędów potrafił ich scalić. Bo w końcu jest ich Dziełem, a autorów dzieła nie da się rozdzielić. Zawsze będą przypisani do swojej "pracy".

- Tato, powiedz coś...
- Oli, proszę cię... Ja nic nie mogę...
- Możesz tato! Sam mi mówiłeś, że jeśli się kocha, to można wszystko...
- Synku... - przytula go do ciebie, zamykając w ojcowskich ramionach.

Jeszcze kilka dni temu, to on sam leżał na szpitalnym łóżku, przy którym codziennie po kilka godzin przesiadywała jego Mama. Pamięta, jak ściskała jego dłoń, tak jak teraz robi to on. W głowie nadal huczą mu jej słowa, gdy zakazywała mu dalej spać i prosiła, by otworzył oczy. Słyszał wszystko. Każde jej słowo, każdą prośbę, każde błaganie do Boga. Teraz on może jedynie to robić. Może swoim dziecięcym głosikiem mówić do niej, prosząc jednocześnie Pana Boga, by nie odbierał mu Mamy. Może ułożyć swoją główkę przy jej ramieniu i przytulać się do jej bezwładnego ciała. Może być tu i czekać, jak jego rodzicielka otworzy oczy; by móc powiedzieć jej, jak bardzo mocno ją kocha; by pocałować ją w policzek; by usłyszeć jej wspaniały głos. Mimo tak młodego wieku wie, że gdyby tylko mógł, zrobiłby to, co i Ona by zrobiła. Gdyby tylko mógł, sam oddał by jej swoje życie. Podarowałby jej dar, który ona dała mu kilka lat wcześniej.

-  Mamo! - niemal krzyknął, zwołując tym ojca i pielęgniarki. - Kocham Cię, Mamo...
- Ja ciebie mocniej, Synku... - obejmuje go delikatnie, całując w czoło.



On

"To będzie moje ostatnie wyznanie
"Kocham Cię" nigdy nie było błogosławieństwem
Wyszeptane, jak gdyby był to sekret
Wypowiedziane tylko po to, by przekląć tę, która je usłyszy
Tę o ciężkim sercu

Maj, 2013 rok.

Nie liczyła się dla ciebie symbolika słów, które wypowiadasz. Nie zwracasz uwagi na to, jak intonujesz swoje wypowiedzi. Przecież każde słowo znaczy zawsze to samo, prawda? Dla ciebie nie było różnicy w tym, jak mówisz, do kogo i co. Liczył się sam przekaz, bo zawsze miał znaczyć to, co chciałeś przekazać. Skąd miałeś wiedzieć, że każde twoje słowo interpretować można różnie, a to najważniejsze w życiu człowieka wyznanie nie zawsze było traktowane za prawdziwe. Przecież jesteś jedynie mężczyzną, nie wiesz, co może myśleć kobieta. A szczególnie nie wiesz, co myśli twoja żona, gdy mówisz, jak bardzo ją kochasz. Ty wiesz, co znaczą twoje słowa, ona teoretycznie również powinna wiedzieć, ale mimo wszystko zawsze była niepewna niektórych twoich wyznań. Teraz wiesz doskonale, że "kochać" można jedynie prosto z serca.

Po ostatnich wydarzeniach zrozumiałeś, że każde słowo znaczy coś więcej, niż ci się wydawało. Widząc, jak Dagmara pada bezwładnie na podłogę poczułeś się tak, jakby ktoś rozerwał cię na setki drobnych elementów, a tym kimś była Agata. Z perspektywy czasu zdajesz sobie sprawę, jak bardzo was wszystkich wyniszczała, by dotrzeć do celu. Zamykające się oczy Dagmary uświadomiły ci to, jak wiele mógłbyś w tamtej chwili stracić. Całe życie przekreślone zostałoby grubną, czerwoną linią; wszystkie wspomnienia zostałyby jedynie w pamięci; każda spędzona wspólnie chwila nigdy nie miałaby kontynuacji, nie zostałaby już nigdy powtórzona; u twojego boku już nigdy nie stanęłaby najpiękniejsza kobieta na świecie, która jest twoją żoną. Nie umiałbyś żyć dalej, gdyby Jej już obok nie było. Twoje życie przestałoby mieć sens.

-  Mamo wróć już do domu - Oliwier od wejścia do sali zagaduje Dagmarę, uśmiechając się.
- Wrócę Synku... Możliwe, że już dziś - widzisz jak dwie najważniejsze osoby w twoim życiu przytulają się do ciebie. - Michał... - głos żony nakazuje ci dołączyć do Niej i Malca. Kochasz ich najmocniej na świecie.

Po załatwieniu formalności, wypisaniu recepty i słownych uwag od lekarza na plecy zarzucasz torbę z rzeczami żony, chwytasz jej dłoń i razem z synkiem zabieracie ją do domu. Nie do mieszkania w centrum miasta, lecz do dużego, pięknego domu na obrzeżach. Na niedawne osiedle nie mógłbyś już spokojnie wracać, czy zostawiać tu swoją rodzinę samą. Prace wykończeniowe zostały przyspieszone i już od dziś zamieszkacie w wymarzonym domu. W miejscu, gdzie wszystkie złe wspomnienia ukryją się z tyłu waszych głów, gdzie zacznie liczyć się jedynie teraźniejszość. To ma być niespodzianka. Ani Dagmara ani Oliwier nie wiedzą, że zabierzesz ich do nowego domu, o którym myślą, że jest jeszcze w budowie. Na ich pytanie dotyczące celu podróży odpowiadasz jedynie, że na pewno będą zadowoleni. Po minie żony wiesz, że domyśla się, dokąd zmierzacie. Jej uśmiech jest najlepszym lekarstwem na całe zło.

- To nasz nowy dom - mówisz, otwierając drzwi. 
- Michał, ale jak ty to zrobiłeś?
- Chłopaki mi pomagali wszystko tu przewieść. Ale nie myśl o tym - chwytasz jej twarz w swoje dłonie. - Kocham Cię, Daguś... - opierasz swoje czoło o jej głowę.
- Michał, proszę...
- Daguś, ja coś zrozumiałem... Wiem, że każde moje słowo "kocham" znaczy dla ciebie zdecydowanie coś więcej... Zrozumiałem, jak wiele razy mówiłem to odruchowo, nie zastanawiając się nad tym. Teraz wiem jedynie, że tylko Tobie mogę to powiedzieć... Kocham Cię... Tak zwyczajnie, ale i magicznie... Ja...
- Zamknij się i wreszcie mnie pocałuj...



Ona

"Moja miłość ma betonowe stopy
Moja miłość jest żelazną kulą
Przykutą do Twych kostek
Nad wodospadem

Jestem taka ciężka, ciężka
Ciężka w Twoich ramionach
Jestem taka ciężka, ciężka
Ciężka w Twoich ramionach"

Grudzień, 2014 rok.

- Mamo, Weronika się chyba znów zesikała!
- Zawołaj tatę.
- Ale on choinkę ubiera.

Twoje uczucia to sfera, której do niedawna nie znałaś nawet ty sama. Do niedawna myślałaś, że wiesz doskonale, co to znaczy kochać i być kochaną. Wyobrażałaś sobie, że tak właśnie wygląda idealne życie. Twoje serce kłębiło w sobie masę uczuć, jednak nie umiałaś odpowiednio dopasować ich do danej osoby. Jednakże od każdego oczekiwałaś szczerości i prawdy w wyznaniach. Pamiętasz, jak wiele razy płakałaś, zamiast cieszyć się z tego, że usłyszałaś dwa najpiękniejsze słowa dla kobiety od swojego męża. Mimo że mówił, że kocha, w twojej głowie niekiedy rodziły się scenariusze, że jest inaczej. Twoja miłość nigdy tak naprawdę nie była w pełni odkryta. Nawet On nie potrafił uświadomić ci wielkości tego uczucia.

Dopiero moment, gdy upadłaś bezwładnie na podłogę, pokazał ci, co możesz stracić. W tamtej chwili przez twoją głowę przeleciało mnóstwo myśli. Jednak najważniejszą było to, że musisz przeżyć; że wypływająca krew z twojego organizmu nie może doprowadzić do twojej śmierci; że musisz walczyć dla RODZINY. Zrozumiałaś również to, jak dziwne są twoje uczucia do Michała. Uświadomiłaś sobie, że mimo co by nie zrobił, ty i tak nie potrafiłabyś przestać Go kochać. Twoje tak silne uczucie pała tylko i wyłącznie do jego osoby i tylko jemu jest przeznaczone. Wiesz, że z jednej strony jest to dla ciebie dar, ale z drugiej wielka, żelazna kula, którą zawsze już będziesz za sobą ciągnąć, bo miłość do niego nie wygaśnie. Nigdy. Nawet za tysiąc lat.

Każde wspomnienie związane jest ze wspólnym życiem. Z tymi najlepszymi chwilami, które dane było ci do tej pory przeżyć na tym świecie. Każde nowe doświadczenie przeżywaliście razem. Nastoletni związek i kryzysy hormonalne, pierwsza droga ku spełnieniu w miłości, pierwsze kroki w poważnym życiu, zaręczyny, życie na walizkach, ślub, narodziny dziecka, rutyna, aż wreszcie Wasze Pozory Małżeństwa. Całe twoje życie przeplecione jest wspominaniami. Bagażem, bez którego byłabyś teraz kimś innym, może gorszym, niż jesteś. Każda chwila zamknięta w twojej głowie jest strasznie ciężka, gdyż nie zawsze były to kolorowe i radosne momenty. To wszystko sprawia, że jesteś ciężka... w jego ramionach. Razem. Już na zawsze.

- Jest jeszcze taka malutka - słyszysz szept Michała. Wasza mała Kruszynka obejmuje swoją dłonią jego palec, pomrukuje cicho, smacznie śpiąc. - A Oli taki duży... - gładzi główkę waszego Synka. Oboje śpią między wami na wielkim łóżku w sypialni. Są waszymi Dziełami.
- Jutro pewnie nawet nie będą chciały do nas się uśmiechnąć, jak wszyscy się nimi będą chcieli zajmować - uśmiechasz się do męża.
- Przynajmniej odpoczniemy - puszcza ci oczko.
- W Wigilię? Chyba żartujesz - wystawiasz mu język.
- Dziękuję Ci, Daguś...
- Za co? - pytasz, wpatrując się w jego błękitne oczy.
- Za wszystko, Kochanie - całuje cię w czoło, gasi oświetlenie, zostawiając jedynie małą lampkę i pozwala, byś poczuła się, jak w raju. U jego boku. Z dziećmi. Razem...



***

Koniec...

***



Tak zwyczajnie chcę Wam wszystkim podziękować.
Każdej osobie, która była ze mną od samego początku i dotrwała do tego momentu. Tym, którzy dołączyli w trakcie opowiadania. Oraz tym całkowicie przypadkowym osobom. 

Teraz powiem o co tak naprawdę miało chodzić w tej historii.
Otóż założyłam sobie, żeby pokazać miłość, o którą trzeba walczyć, nawet jeśli miałoby się zacząć w tym krytycznym momencie to warto.  Chodziło również o to, aby pokazać, jak silne może być uczucie. W tym przypadku postać Dagmary jest właśnie kimś takim, kto nigdy nie przestanie kochać.

Ta historia to od początku było dla mnie wyzwanie. To tu, gdy pisałam rozdziały, zawsze miałam trudności, żeby odpowiednio przekazać emocje i to wszystko, co miałam w głowie. To opowiadanie zabrało ze mnie wiele negatywnych emocji, które cały czas gdzieś tam w środku się kumulowały. To było dla mnie takie bardzo osobiste przeżycie, które wiele mi dało.

Jak widzicie nawyrządzałam krzywdy w tej mojej literackiej rodzinie. Jednak mimo wszystko nie potrafiłam zrealizować pomysłu, który zrodził się w ostatniej chwili i skończyć tego tragicznie. Mam jeszcze widocznie serce. O piosence "Came Home" mogłabym mówić wam godzinami, jednak mam nadzieję, że zrozumiecie dlaczego akurat ona i co miała przekazać. 

Znów płakałam, ale to chyba już moja tradycja, co nie?

Mam do Was wszystkich taką jeszcze malutką prośbę. Wiem, że może większość z was zawiodła się na mnie, bo nie ma nie u was, ale ja nadrobię. Z racji tego, że to ostatni (chyba) wpis tutaj, to proszę Was wszystkie, które przeczytały choć jedno zdanie tej historii, żebyście zostawiły po sobie choć jedną emotikonę w komentarzu. Pewnie same wiecie, jakie to ważne dla autorki.

Tymczasem zapraszam Was na:

Więc...
Jeszcze raz dziękuję za obecność, proszę o jakiś znak oraz ostatni raz piszę...
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

piątek, 14 lutego 2014

Pozorność dziewiętnasta.

Dagmara.


Nie ma nic gorszego niż zwykła ludzka niemoc. Chwila, w której nie jesteś w stanie zrobić niczego, co w najmniejszym stopniu przyniesie dobro. Moment, w którym pomożesz komuś i będzie ci tak przyjemnie ciepło na sercu. Najmniejsza jednostka czasu, w której na twarzy drugiej osoby zagości uśmiech za twoją sprawą. Sekunda, dzięki której poczujesz, że warto żyć i walczyć. Bo niemoc w życiu jest najgorsza. Nawet, jeśli trwa jedynie minutę. Bo ta minuta jest wiecznością. Najgorszym czasem w całym ziemskim egzystowaniu. Piekłem na ziemi. Chwilą, w której możesz jedynie siedzieć bezczynnie i czekać na to, co się stanie. Czy będzie dobrze, czy koszmarnie...



W twoim życiu koszmar trwa już od czterech miesięcy, ale dopiero teraz poczułaś, że możesz cierpieć jeszcze bardziej. Bo dla ciebie cierpieniem jest widok własnego dziecka. Dziecka posiniaczonego, zagipsowanego, bezwładnie leżącego na szpitalnym łóżku. Twój mały Oliwier. Mały człowiek, który cierpi, a ty nie możesz mu uśmierzyć tego bólu, bo zwyczajnie nie masz takich mocy. Czarodziejskiej różdżki, za której sprawą odegnałabyś od syna całe zło, cierpienie, ból. Która sprawiłaby, że mogłabyś cofnąć się do grudnia i spowodować, że nic by się nie wydarzyło. Ale wiesz, że nigdy to się nie stanie. Będziesz pamiętać o bliznach na sercu, o rysie na twojej miłości do Michała, o widoku zakrwawionego syna. Nie zapomnisz. Możesz jedynie skryć te złe wspomnienia głęboko w sercu i wybaczyć. A teraz musisz patrzeć na swoje dziecko. Możesz modlić się o Nie. Możesz trzymać Je za rękę i szeptać, że wszystko będzie dobrze.



Od wypadku minął tydzień, a Agata nadal przebywa na wolności, nadal spokojnie spaceruje po ulicach Bełchatowa, nadal może wyrządzić wam jeszcze większą krzywdę, a policja nie może jej znaleźć. Boisz się. Boisz się, że wejdzie jakoś do szpitala i zrobi coś Oliwierowi; boisz się, że znów stanie na drodze Michałowi i to jego skrzywdzi; ale najmniej boisz się tego, że cokolwiek zrobi tobie. Do tego nie dopuścisz. Nie pozwolisz, żeby Oli stracił matkę, Michał żonę. Nie pozwolisz, żeby dalej niszczyła wam życie. Nie pozwolisz, by nawet w najmniejszym stopniu poczuła się usatysfakcjonowana. Nie pozwolisz, by dalej mogła bezkarnie krzywdzić wszystkich wokół. 



- Mamo... - słyszysz cichy, niewyraźny szept dziecka. - Mamo... - zaczynasz płakać. Ze szczęścia, z bólu, z radości i bezsilności, że musisz patrzeć, jak jego twarz wykrzywia się.

- Ciii... - siadasz na skraju jego łóżka, głaszczesz po włoskach, całujesz w czoło. - Nic nie mów, Skarbie... Wszystko będzie dobrze...
- Kocham cię mamo...


Nie tamujesz łez. Nie potrafisz. Płaczesz tak samo, jak Oliwier. Siedzisz u Niego od samego rana, bo to właśnie dziś lekarze zaplanowali jego wybudzenie i tak właśnie się stało. Twoje dziecko otworzyło oczy, wypowiedziało najpiękniejsze słowa na świecie. Oliwier powiedział, że cię kocha. Tak zwyczajnie. Tak, jakby obudził się rano, zobaczył cię odsłaniającą okna w jego pokoiku i powiedział to tak, jak zwykle. Ale to co działo się w twoim sercu zwykłe nie było. Dla każdej matki te słowa są najpiękniejsze, ale dla takiej, która prawie straciła dziecko, są nie do opisania. Nawet nie starasz się w tej sytuacji o czymkolwiek myśleć. Starasz się jedynie tulić go do siebie i szeptać to, jak bardzo go kochasz. Teraz wiesz już, że bez Niego obok byś nie przeżyła. To ten mały brzdąc daje ci codziennie rano siłę, by żyć. To on uśmiechem wprawia cię w dobry nastrój. To on nieświadomie uratował małżeństwo swoich rodziców. Uratował Ciebie i Michała. Połączył na nowo.



- Tak, słucham? - odbierasz telefon, wychodząc z sali synka.

- Jestem na waszym osiedlu, czekam od teraz godzinę, masz przyjechać. Jeśli nie, zniszczę was jeszcze bardziej... - słyszysz charakterystyczne pikanie. Wiesz kto to. Wiesz, że musisz jechać. Co z tego, że się boisz. Musisz.
- Oli, ja muszę jechać na chwilę do domu, wrócę za godzinę, a za chwilę tata do ciebie przyjdzie, bo mu się trening skończy. Pobędziesz chwilę sam? - pytasz syna ze łzami w oczach. 
- Mamo, ale wróć do mnie...
- Wrócę na pewno skarbie... - przytulasz go mocno i całujesz w czoło. - Jakby tata przyszedł, to przekaż mu to - podajesz mu zmiętą kartkę papieru i za wszelką cenę nie pozwalasz, by przeczytał, co tam pisze. Patrzysz ostatni raz na jego nikłą sylwetkę oraz słaby uśmiech i wychodzisz.


Teraz twoja kolej. Musisz walczyć, Dagmaro... Chcesz zadać jej cierpienie, tylko czy ci się uda?




Michał.



Kolejny w tym tygodniu trening, na którym jesteś jedynie ciałem, dobiegł końca. Wreszcie możesz iść do szatni, wziąć prysznic, spakować się, wyjść z hali, wsiąść w samochód i pojechać do szpitala, do synka. To dziś się wybudził, ale ciebie przy tym być nie mogło. Trener dał ci dużo luzu, ale na treningach być musisz. Szybko przechodzisz przez cały po treningowy rytuał i wychodzisz z budynku, wzrokiem szukając samochodu na oświetlonym lampami parkingu. Odnajdujesz go, torbę wrzucasz do bagażnika i wsiadasz za kierownicę. Odpalasz silnik i ruszasz w tak dobrze znanym ostatnimi czasy kierunku do szpitala, gdzie są dwie najważniejsze dla ciebie osoby. 



Po chwili wchodzisz już do wielkiego budynku, udajesz się na odpowiednie piętro oraz oddział szpitalny. Dostajesz specjalny fartuch, zakładasz go i z uśmiechem na twarzy zmierzasz do sali syna. Uchylasz drzwi i widzisz Go leżącego na szpitalnym łóżku. Podchodzisz bliżej. Tak słodko śpi. Tak, jakby w ogóle nie był w szpitalu, jakby to wszystko nigdy się nie stało, jakby nie miał na swoim ciele tyle zadrapań w siniaków. Wygląda tak, jak każdego zwykłego dnia, gdy budziłeś go rano. Dotykasz delikatnie jego czoła. Przybliżasz swoją twarz i zwyczajnie całujesz Go tak, jak zwykłeś to robić każdego wieczora, po przeczytanej Mu bajce. Jego oczy powoli się otwierają, na twarzy pojawia się uśmiech, a twoje oczy robią się śliskie.



- Wreszcie jesteś, tato... - szepcze cicho, ściskając swoją drobną łapką twoją dużą, męską dłoń.

- Tak bardzo cię kocham, synku...
- Ja ciebie też, tato... - zamyka jeszcze na chwilę oczy, a ty siadasz na krzesełku przy jego łóżku i nawet na moment nie puszczasz jego dłoni. Dopiero po chwili otwiera jeszcze raz oczy i zaczyna z tobą rozmawiać. - Mama zostawiła dla ciebie kartkę. Jest tu na szafce - pokazuje ci kawałek papieru.
- A wiesz, co tam jest?
- Nie, bo zabroniła mi czytać... - rozkładasz kartkę i wędrujesz wzrokiem po kolejno pisanych słowach.

"
Michał!

Agata się do mnie odezwała. Jestem teraz z nią u nas w mieszkaniu.
Skończę to wszystko... Ona już niczego złego nam nie zrobi.
Nie pozwolę jej na to.
Dbaj o Oliwiera, o siebie...
Po prostu żyjcie obaj dla mnie...
Kocham cię,
Dagmara.

"
Czytasz wszystko drugi raz i dopiero teraz łączysz wszystko w całość. Nie potrafisz dopuścić do siebie myśli, że Daga może zrobić coś, czego będzie żałować przez całe życie. Nie myślisz o tym. Żegnasz się z Olim, wybiegasz z sali, pośpiesznie dzwonisz na policję i o wszystkim mówisz. Pędzisz przez zaśnieżone ulice Bełchatowa, aby jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i powstrzymać to, co może się stać. Nie możesz pozwolić na to, żeby stracić Dagmarę. Parkujesz samochód gdzie popadnie, nie zwracając nawet uwagi na to, czy włączyłeś w nim alarm. Interesuje cię jedynie to, żeby jak najszybciej dotrzeć do mieszkania i zabrać stamtąd żonę.

Pędzisz do klatki schodowej, szamoczesz się z drzwiami wejściowymi, nie mogąc ich otworzyć. Dopiero po kilku sekundach ci się to udaje. Wbiegasz po schodach tak szybko, na ile sił pozostało ci w nogach. Winda w tym momencie byłaby zdecydowanie wolniejsza, bo wszystko będzie wolniejsze od mężczyzny, który musi uratować swoją żonę, którą kocha nad życie, a ty niewątpliwie tak właśnie kochasz Dagmarę. Nic w tym momencie nie jest w stanie cię powstrzymać. Nic nie sprawi, że staniesz w miejscu i przestaniesz biec, czy chociażby zwolnisz. Nie pozwolisz, by Agata jeszcze bardziej zniszczyła ci życie.

- Dlaczego nam to robisz? - słyszysz cichy, płaczliwy głos kobiety twojego życia, przekraczając bezszelestnie próg mieszkania. - Dlaczego nas niszczysz? - płacze. Tego jesteś pewien.
- A dlaczego mam tego nie robić? Bo co, bo jesteście idealną rodziną? Jak widać wystarczyło tylko zakręcić się koło Michała, a już wszystko zaczęło się psuć... Wystarczyło z nim pogadać, dać się zwierzyć, a już mi zaufał. A potem pomysł z Warszawą był jego. Wiesz, co chciał zrobić? Zarezerwować wam hotel na walentynki, stolik w restauracji. Potem ulał się w trupa i było po sprawie... A może nie powinnam była tego zaczynać, bo macie to ohydne dziecko, co? Teraz nie udało mi się go pozbyć, ale możesz pewna, że już niedługo razem spotkacie się w przestworzach... A może miałam tego nie robić, bo byłaś i nadal jesteś jeszcze ty? Zabrałaś mi go. To ja miałam poznać go wtedy na turnieju, a nie ty. To ja miałam mu się spodobać. Zabrałaś mi idealne życie, więc teraz ja ci je odbiorę... A Michał? Za parę miesięcy już o was zapomni, a ja nie dam za wygraną. Nie odepchnie mnie od siebie, skoro urodzę jego dziecko... Już was zniszczyłam... 
- Ale ty nie jesteś w ciąży! - słyszysz krzyk żony, a potem wymierzany jej cios, po którym pada na podłogę. Widzisz wszystko. Wychylasz się zza ściany.  Dagmara jest związana, a Agata ma broń. 
- Jeszcze nie jestem... Twój mężulek dowie się jednak o tym, że poroniłam... A wtedy, kiedy was już nie będzie, wreszcie zajmie się jedynie mną. Zrobimy sobie dziecko, weźmiemy ślub i będziemy żyli długo i szczęśliwie...
- Zapomnij! - wkraczasz do akcji, na co Agata reaguje momentalnym doskoczeniem do twojej żony i przystawieniem jej pistoletu do skroni. - Zostaw ją!
- Ani waż się zbliżyć, bo ją zabiję, a potem siebie! - odkrzykuje. - Odsuń się od drzwi... Słyszysz?! - przez okno widzisz charakterystyczne światła radiowozów. Musisz jeszcze chwilę ją przetrzymać. Musisz za wszelką cenę.


Jednak krótka chwila, a zależy od niej wszystko... Musisz być spokojny, Michale...




~*~*~

Witam się tu z wami po raz przedostatni...
Tak, za tydzień zaproszę Was na Epilog "Pozornych".

I wiecie co... 
Smutno mi się będzie z Wami żegnać, bo "Pozory" to był mój najbardziej osobisty blog i historia, którą napisałam.
Ale dobra nie żegnam się jeszcze, bo nie na to pora.
Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek, ale i jutrzejszego Dnia  Singla, który ja osobiście obchodzę ;-)
Został mi tylko do napisanie Epilog, na który mam już pomysł. Zdradzę, że będzie się bardzo odwoływał do zakładki z Pozornymi ;-)


Zapraszam na:
Pożądanie - Nowość!  /  Sobotnia noc.  /  Lights will guide you home.  /  Pytania?

Niech każdy następny dzień będzie lepszy od poprzedniego :*

piątek, 7 lutego 2014

Pozorność osiemnasta.

Dagmara.


Nie potrafisz patrzeć w jego smutne oczy. Nie potrafisz przemóc się, podejść do niego, przytulić się i już o nic nie pytać, o niczym nie rozmawiać. Nie potrafisz w tej chwili nawet normalnie myśleć. Nie potrafisz poskładać myśli, a co dopiero być twardą i opanowaną kobietą, która musi stawić czoła wszystkiemu złu, które na nią spada i pokazać, że nic jej nie zniszczy. Ciebie właśnie już od prawie czterech miesięcy wyniszcza jedna osoba, która powoli powoduje, że tracisz siły na wszystko. Ale nie pozwolisz, by wyniszczyła cię do końca, by zniszczyła wszystko, co tworzyłaś razem z Michałem przez te przeszło dziesięć lat, by zabrała ci radość życia.

Siedzisz przed drzwiami sali operacyjnej, gdzie Olek jest operowany już od przeszło dwóch godzin. Nie chciałaś go zostawić samego, jednak dalej wejść nie mogłaś, lekarze ci na to nie pozwolili. Krzyczałaś, płakałaś, błagałaś, a nawet biłaś pięściami po klatce piersiowej lekarza. Nie mogłaś patrzeć na to, jak Oliwier znika za drzwiami na szpitalnym łóżku, a jego rączki bezwładnie zwisają z materaca. Gdybyś tylko mogła wrócić do chwili sprzed kilku godzin, nie puściłabyś jego dłoni i nie pozwoliła biec samemu. Wolałabyś sama zginąć pod kołami pojazdu niż teraz czekać i myśleć nad tym, co by było, gdyby. Przecież ta mała istotka niczemu nie jest winna, nic złego w swoim krótkim życiu nie zrobiła, więc dlaczego, do cholery, musi tak cierpieć?!

- Przepraszam... - słyszysz jego głos za plecami. Stoi za tobą, lecz boi się choćby dotknąć się opuszkiem palca. Boi się tego, jak zareagujesz. - Przepraszam, kochanie...
- Przepraszasz?! - nie wytrzymujesz i z animuszem obracasz się w jego stronę. - Za co ty, kurwa, przepraszasz?! Że zniszczyłeś nasze życie, że rozpierniczyłeś nasze małżeństwo, że przez ciebie nasz syn walczy teraz o życie?! - jesteś wściekła. Bijesz pięściami po jego klatce piersiowej. - A może chcesz mnie przeprosić za to, że się ze mną ożeniłeś, co?! Za to, że dałeś mi najwspanialsze chwile w życiu, że dałeś mi najwspanialszego syn, że sam byłeś najwspanialszym mężem... Że nadal kocham cię jak wariatka?! - nie panujesz nad swoimi słowami. - Za to mnie nie przepraszaj, bo to nie jest ani twoja, ani moja wina, Michał...

Czujesz, jak jego ramiona obejmują cię mocno i zaciskają się wokół ciebie. Czujesz, jak powoli twoje uderzenia tracą na sile, a po chwili całkowicie zaprzestajesz tego czynu. Czujesz jedynie, jak z twoich oczu płyną strużki łez, których nie starasz się nawet w jakikolwiek sposób powstrzymać, bo w końcu po co? Po co chcesz ukrywać łzy przed mężem? To nie jest w tej chwili potrzebne. Po co masz ukrywać swój ból, skoro on cierpi prawie tak samo i tego nie skrywa? Siadacie razem pod ścianą, nie puszczając się nawet na chwilę. Michał kołysze waszymi tułowiami w przód i w tył, byś się uspokoiła, ale tobie z pewnością wystarczy teraz tylko jego obecność i wsparcie. Chowasz twarz w zagłębienie jego szyi i zamykasz oczy.

Widzisz całą przeszłość. To taki moment, jakby wszystko przelatywało ci przed oczami. Jakbyś nagle miała okazję przeżyć wszystko jeszcze raz i zapamiętać dokładnie na wieki. Pierwsze spotkanie z Michałem. Pierwszy wspólny spacer. Pierwszy pocałunek. Pierwsza wspólna noc. Pierwsze wakacje spędzone razem. Pierwsze dni małżeństwa. Pierwsza noc spędzona już we trójkę, gdy między wami leżało małe zawiniątko, a wy patrzyliście sobie na wzajem prosto w oczy. Pierwsza kąpiel, słowo, kroki Oliwiera. To wszystko jest tym, czego nigdy za nic byś nikomu nie oddała. Te wspomnienia są równocześnie siłą, motywacją i wiarą, że jeszcze kiedyś może być dobrze, że może się ułożyć...

- Michał, my nie możemy go stracić, słyszysz... - łkasz cicho w jego klubową bluzę.
- Nie stracimy...

Nawet nie rejestrujesz chwili, gdy odpływasz i odcinasz się od całego zła na tym świecie, które cię ostatnio spotkało. Jesteś spokojna, rozluźniona, chyba nawet odrobinę szczęśliwa, że Michał jest przy tobie. Rzeczywistość brutalnie przywołuje cię jednak do realiów poprzez pobudkę. Słyszysz cichy szept męża, że pora wstawać, bo lekarz chce z wami porozmawiać. Od razu zrywasz się na równe nogi i rwiesz się do gabinetu, lecz Michał każe ci najpierw wypić kawę, którą ci przyniósł. Dopiero po dziesięciu minutach zmierzacie w kierunku pokoju lekarskiego. Ścienny zegar na korytarzu wskazuje czwartą nad ranem. Pukacie i wchodzicie do środka.

- Panie doktorze, co z naszym dzieckiem? - pytasz od progu.
- Proszę usiądźcie państwo i wszystko powiem - spełniacie jego prośbę i czekacie, jak zajrzy w jakieś wyniki i zacznie mówić. - Obecnie chłopiec jest w śpiączce farmakologicznej. Nie chcieliśmy, żeby czuł ból i jeszcze bardziej cierpiał. Teraz potrzebuje regeneracji, a w ten sposób najszybciej dojdzie do siebie. Z obrażeń wynika, że kierowca jechał mniej niż 50km/h, więc państwa syn miał i tak wielkie szczęście - słyszysz, ale nie potrafisz w całej tej sytuacji znaleźć najmniejszego pozytywnego elementu. - Ma złamaną nogę z przemieszczeniem, rękę, dwa żebra, wstrząs mózgu, wiele zadrapań i siniaków, ale na szczęście szybko udało nam się opanować krwotok wewnętrzny - łapiesz dłoń Michała i czujesz, jak zaciska się z twoją nierozłącznie. - Obawiamy się również tego, że coś mogło stać się z kręgosłupem na odcinku szyjnym dziecka, więc założyliśmy mu kołnierz. W obecnej chwili jego stan jest krytyczny, ale stabilny. Państwa syn miał problemy z samodzielnym oddychaniem, ale teraz wszystko jest już w porządku, jednak wolimy dmuchać na zimne.
- Panie doktorze, ale on będzie w pełni sprawny, prawda? - pada pytanie z ust twojego męża.
- Nie chcę mówić, że państwa dziecko opuści szpital już za tydzień, bo to nie jest możliwe... Wszystko zależy od najbliższych kilku dni. Będziemy wszystko monitorować.
- Czy możemy go zobaczyć? - pytasz szybko.
- Niestety teraz nie jest to możliwe, przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić. Najlepiej będzie, jeśli pojadą państwo do domu i odpoczną, żeby w następnych dniach być w pełni sił.
- Dziękujemy panie doktorze - Michał chwyta cię za rękę i wyprowadza z gabinetu.


Niby jesteś silna, Dagmaro, ale tak na prawdę wszystko cię wyniszcza...




Michał.




Czujesz, jakby wszytko się kończyło, jakby każdy element twojego życia chciał ulec zniszczeniu, gdyż każdy następny dzień jest gorszy. Nie możesz pojąć, jak człowiek może wyrządzić tak ogromny ból i cierpienie drugiemu bezbronnemu człowiekowi, a już na pewno nie mieści ci się w głowie to, że kobieta, która świadomie i celowo zadała ten ból twojemu dziecku i całej twojej rodzinie jeszcze kilka miesięcy temu była twoją przyjaciółką. Gdybyś tylko mógł cokolwiek zrobić, żeby nigdy jej nie poznać i nie pozwolić, żeby całe twoje życie się rozpadło, zrobiłbyś to za wszelką cenę nawet, jeśli miałbyś sam cierpieć, czy stracić własne życie. Bo dalsze życie ze świadomością, że ta kobieta stała ci się tak bliska, nie miało by za gorsz sensu. Dalsze życie bez synka i żony byłoby koszmarem. Każda myśl krążyłaby wokół tego tematu, a ty przecież chcesz tylko znów żyć w miarę normalnie. Czy to musi aż tak wiele kosztować?

Starasz się mimo wszystko nie płakać przy Dagmarze. Starasz się pokazać jej, że może na tobie polegać, że jesteś dla niej oparcie, ale tobie też by się ktoś taki przydał. Ktoś, kto ciebie podniesie na duchu i pokaże, że wszystko jest jeszcze do uratowania. Na razie ze wszystkim musisz radzić sobie sam. Musisz dać radę i wiesz, że dasz, bo nie możesz się poddać, nie możesz pokazać, że boisz się o syna jeszcze bardziej niż Daga. Nie możesz pokazać nikomu, że najchętniej wyszedłbyś ze szpitala, odnalazł Agatę i zabiłbyś ją gołymi rękoma. Z taką samą premedytacją, z jaką ona potrąciła twojego syna. Miałbyś wyrzuty sumienia? Nie. Ty zrobiłbyś to bez niczego. Zadałbyś jej jeden cios, żeby cierpiała. Żeby czuła taki sam ból, jaki twoja rodzina znosi już od kilku miesięcy za jej sprawą. Nie powstrzymałbyś się.

- Michał, ja nie dam rady... Nie mogę patrzeć, jak nasze dziecko cierpi przez kobietę, która niszczy wszystko, co ma jakikolwiek związek z Tobą. Nie mogę... - przytulasz ją z całych sił, a za jej plecami widzisz sylwetki dwóch policjantów.
- Możemy z państwem porozmawiać?
- Tak oczywiście.

Siedząc na szpitalnym korytarzu oboje po kolei opowiadacie, co się stało szczegół po szczególe. Widzisz, jak Dagmara w pewnym momencie nie wytrzymuje i wtula się w ciebie tak mocno, że aż kraje ci się serce, bo wiesz, jak strasznie cierpi. To ona przez dziewięć miesięcy nosiła waszego synka pod sercem; to ona pierwsza poczuła, jak kopie, sprawiając jej ból; to ona cierpiała, gdy w jednym ze szpitali rodził się wasz Oliwier; to ona pierwsza popatrzyła w jego niebieskie oczy; to ona zawsze zrobiłaby dla niego wszystko. Pewnie nawet sama wpadłaby pod ten samochód, odpychając go i chroniąc. To ona jest jego matką, a ty jako ojciec nigdy nie pojmiesz tego, jak mocno go kocha. Policjanci odchodzą, a wy powoli zbieracie się, by zrobić to, co radził lekarz, by jechać do domu.

- Michał, proszę, pozwól mi choć na chwilę o tym wszystkim zapomnieć... - słyszysz jej płaczliwy głos.
- Co mam zrobić?
- Kochaj się ze mną... Nie uprawiaj seksu, nie zwyczajnie się zaspakajaj, ale kochaj się ze mną... Tak, jakby to był nasz pierwszy raz, jakby od tego miało zależeć wszystko... Całe nasze życie... Proszę cię, kochanie, pozwól mi na chwilę zapomnieć... 

Każde jej słowo powoduje łzy. Jej jak i twoje. Każdy wyraz powoduje ukucie w sercu. W tym jej matczynym i kobiecym oraz twoim ojcowskim i męskim. Każde zdanie przybliża was do ciebie. Jej usta do twoich, twoje usta do niej. Cała wypowiedź powoduje, że scalacie się. Łączycie swoje dłonie, usta, czoła, serca, klatki piersiowe, całe ciała. Jesteście jednością. Dwójką ludzi, którzy nie pozwolą, by ich życie jeszcze bardziej wymknęło się spod kontroli. Parą, która za wszelką cenę już razem zawalczy o siebie i wszystko odbuduje. Jedną jednostką w dwóch, stworzonych tylko dla siebie, ciałach. Dwoje ludzi połączonych świętym i nierozrywalnym węzłem małżeńskim, który o mały włos by się przetarł, jednak potrafili go zszyć i będą dalej trwać razem. Dwoje ludzi, którzy w tym momencie nie widzą poza sobą świata. Którzy na ten jeden moment zapomnieli o kłopotach, rozterkach, bólu.

Patrzysz w jej oczy i widzisz łzy oraz rozpalone ogniki. Patrzysz na jej rozchylone usta i widzisz świadomą przyjemności kobietę. Patrzysz na jej ciało i widzisz swój ideał. Swoją Dagę, którą kochasz. Jeszcze nigdy nic nie doprowadziło cię do łez tak mocno, że płaczesz i nie potrafisz przestać, bo Ona robi to samo. Oboje cierpicie, ale oboje jesteście również dla siebie podporą. Teraz już wiesz, o czym mówiła. To jest jak scalenie, jak połączenie nie tylko cielesne, ale takie duchowe, stworzone jedynie dla nielicznych. Dla ludzi, którzy są dla siebie wszystkim. Jednocześnie całym światem jak i przestworzami. Dobrem i złem. Aniołem i diabłem. Cierpieniem i radością. Miłością i nienawiścią. Ale są i nic ich nie rozdzieli.

Bo to właśnie jest prawdziwa miłość, Michale... A ty dopiero teraz potrafisz ją dostrzec...




~*~*~


Tak tylko mówię, że to jeden z ostatnich rozdziałów.
Nie chcę już dziś wszystkiego podsumowywać, bo teraz nie na to czas, ale chcę Wam jedynie powiedzieć, że przez tę historię wylałam najwięcej łez, pracując nad jej tworzeniem. 
Na razie jeszcze nie żegnam się z Michałem, Dagą i Olkiem, bo w zasadzie została mi najważniejsza rzecz do napisania, czyli epilog, ale za to zabiorę się na sam koniec...
Dziękuję Wam, że jesteście i chcecie dotrwać razem ze mną do końca tej historii :*

Zapraszam:

Miłego weekendu :*
Ps. Podobała Wam się ceremonia otwarcie zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi? ;-)